Największa europejska gospodarka posiada w tej chwili zdywersyfikowany system energetyczny. Dominującym źródłem prądu pozostaje węgiel kamienny i brunatny, z którego wytwarza się 43 proc. energii elektrycznej. Jednak w miksie energetycznym wyraźnie widać rolę energetyki odnawialnej, która w 2016 r. dostarczyła 24 proc. prądu[1]. Rola OZE rośnie z roku na rok. Znaczący wkład w produkcję niemieckiej energii elektrycznej ma również gaz ziemny (13 proc.) oraz energetyka jądrowa (również 13 procent). Udział atomu jednak systematycznie maleje.
Niemcy czyste energetycznie
Nadrzędną niemiecką strategią energetyczną jest „Energiewende”, co najlepiej można przetłumaczyć jako „transformacja energetyczna”. Jej podstawą jest rosnąca rola źródeł odnawialnych oraz redukcja energetyki atomowej. Już w 2003 roku został wygaszony pierwszy z reaktorów atomowych, a zgodnie z planami ostatni blok jądrowy ma definitywnie stanąć w 2022 r. Od początku odchodzenia od atomu przyrost produkcji źródeł odnawialnych był niemal dwukrotnie większy niż spadek wytwarzania w elektrowniach jądrowych.
Największym wyzwaniem związanym z bezpieczeństwem energetyki opartej o źródła odnawialne jest stabilizacja systemu w obliczu fluktuacji produkcji OZE. Część źródeł odnawialnych zapewnia stabilną produkcję – na przykład hydroenergetyka czy biomasa. Z kolei panele słoneczne oraz elektrownie wiatrowe są wrażliwe na warunki pogodowe – słońce nie zawsze świeci, a wiatr nie zawsze wieje. Chociaż przewidywalność produkcji ze słońca i wiatru rośnie wraz z doskonaleniem modeli meteorologicznych.
Ponieważ poszczególne OZE nie zawsze produkują energię, ich moc zainstalowana jest znacznie większa niż chwilowe potrzeby. Z tego powodu Niemcy momentami mają nadprodukcję energii elektrycznej, którą starają się eksportować. Przy wyjątkowo dużej produkcji OZE pojawia się zjawisko ujemnych cen – odbiorca energii, zamiast za nią płacić jest dodatkowo wynagradzany za odbiór nadwyżki. Sytuacja ta rodzi wiele problemów i konfliktów i jest to dodatkowy problem do rozwiązania. Zakładając, że Niemcy utrzymają obecną dynamikę rozwoju źródeł odnawialnych, za 20 lat 100% energii konsumowanej za Odrą będzie pochodziła ze źródeł przyjaznych środowisku[2].
W stronę gazu
Teoretycznie idealnym paliwem uzupełniającym OZE jest gaz. Elastyczne elektrownie gazowe mogłyby w miarę potrzeb uzupełniać niedobory ze źródeł odnawialnych. Jednak z wielu powodów, głównie regulacyjnych, tak się nie dzieje. Wiele elektrowni gazowych w Niemczech stoi bezużytecznie, tymczasem znaczącą część popytu pokrywa węgiel, znacznie od gazu tańszy. Sytuację tą mogą zmienić dopiero wzrastające emisji CO2, czyniące gaz bardziej konkurencyjnym. Jednak problem niemieckiego węgla, wbrew założeniom Energiwende, jest daleki od rozwiązania. Zamykaniu najbardziej emisyjnych elektrowni na węgiel brunatny sprzeciwiają się związki zawodowe. Mimo licznych głosów, domagających się określenia w końcu daty odejścia od węgla i nacisków zielonych, debaty na poziomie politycznym – poza ogólnikami – nie doprowadziły na razie do jasnego sprecyzowania przyszłości węgla w Niemczech.
Długi marsz
Realizowana dziś Energiwende nie jest wynalazkiem ostatnich lat. Już w 1961 roku kanclerz Willy Brandt obiecywał „przywrócenie niebieskiego nieba nad zagłębiem Ruhry”, co w czasach gdy było to bijące serce niemieckiego przemysłu wydobywczego wydawało się mało realistycznym celem[3]. Temat powracał wielokrotnie, ale dopiero na przełomie wieków rządząca wówczas koalicja socjaldemokracji i Zielonych wzięła się za transformację na poważnie. A znaczącą przyspieszyła ją awaria w Fukushimie po wielkim trzęsieniu ziemi w Japonii wiosną 2011 roku.
[1] https://www.iea.org/media/countries/Germany.pdf
[2] https://energytransition.org/2018/01/german-energy-consumption-2017/
[3] https://ensia.com/features/german-transition-coal-renewable-energy/