Morskie farmy wiatrowe, określane czasem jako offshore są jednym z najszybciej rozwijających się sektorów energetyki odnawialnej. Nie są jednak pozbawione ograniczeń. Jednym z nich jest głębokość akwenów, na których mają stanąć morskie wiatraki.
Offshore nie wzbudza takich emocji i społecznych sprzeciwów, jak onshore, czyli energetyka wiatrowa na lądzie. Wiatraki stojące na morzu siłą rzeczy nie przeszkadzają okolicznym mieszkańcom, bo ich po prostu nie ma. Co najwyżej czasami pewne obiekcje budzi fakt, że są widoczne z lądu i w jakiś sposób zmieniają krajobraz. Tradycyjne morskie turbiny wiatrowe buduje się bowiem na solidnych fundamentach. W związku z tym głębokość wody nie może być zbyt duża, bo komplikacje budowlane, a razem z nimi i koszty rosną bardzo szybko. Miejsca na płytkich akwenów zaczyna jednak brakować, wystarczy spojrzeć na Morze Północne czy zachodni Bałtyk, gdzie zagęszczenie farm wiatrowych jest dość duże.
Wiele krajów i regionów chciałoby budować u siebie offshore, jednak dno morskie opada zbyt szybko, by dało się postawić wiatraki w odpowiedniej odległości od brzegu. To przypadek chociażby półwyspu Iberyjskiego, sporej części wybrzeża Francji, Szkocji czy całego Zachodniego Wybrzeża USA. Rozwiązaniem tego problemu może być wiatrak umieszczony na pływającej platformie, którą można zakotwiczyć przy dużej głębokości, bez potrzeby budowy tradycyjnych fundamentów.
Według niektórych szacunków, po opanowaniu technologii pływających platform, moc zbudowanych na nich turbin do roku 2030 może sięgnąć nawet 13 gigawatów[1]. Dla porównania największy w Europie węglowy blok, stojący w Kozienicach ma moc nieco ponad 1 GW.
Szkoccy pionierzy
Pionierem w dziedzinie pływających farm wiatrowych jest Szkocja. Pierwszy tego typu obiekt – farma Hywind – leży w odległości 25 kilometrów od szkockiego wybrzeża, gdzie głębokość wód sięga 130 metrów. Jednocześnie przeciętna prędkość wiatru w tym miejscu sięga 10 metrów na sekundę[2]. Hywind ma moc zainstalowaną, wystarczającą do zaopatrzenia w energię 20 tysięcy gospodarstw domowych.
Choć palma pierwszeństwa w opracowywaniu pływających platform wiatrowych przypada Szkotom, to swój udział mają w pływającym offshore mają także Norwegowie. Kluczowym inwestorem w projekt Hywind jest norweski koncern energetyczny Equinor (do niedawna Statoil), który pracuje nad rozwojem pływających farm wiatrowych już od 15 lat. Norwegowie mają 75 proc. udziałów w przedsięwzięciu, pozostałe 25 proc. należy do funduszu inwestycyjnego Masdar ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich[3].
Według szacunków Equinora, około 80 procent potencjalnych lokalizacji morskich farm znajduje się w miejscach, gdzie głębokość przekracza 60 metrów, co czyni budowę tradycyjnych wiatraków nieopłacalną. Dziś granicą opłacalności jest 50 metrów.
Portugalia śladami Szkocji
Kolejna pływająca farma wiatrowa ma powstać u wybrzeży Portugalii i będzie prawdziwie międzynarodowym przedsięwzięciem. Za jej budową stało będzie porozumienie portugalskiego koncernu EDP Renevables, brytyjskiej firmy Chiyoda Generatign Europe oraz Diamond Generating Europe należący do Mitsubishi. W budowę zaangażowany będzie także Trustwind stanowiący joint venture francuskiego Engie i japońskiego Marubeni. W przedsięwzięcie zainwestuje również hiszpański koncern Repsol.
Według przedstawicieli porozumienia największym kosztem przedsięwzięcia jest położenie ponad 17-kilometrowego kabla łączącego farmę z lądem. Kosz samej farmy wiatrowej o mocy 25 megawatów szacowany jest na 115 milionów euro[4].
[1] https://www.reuters.com/article/us-norway-renewables-windpower/norway-to-discuss-construction-of-its-first-floating-wind-farms-next-week-idUSKBN1JB1CZ
[2] http://gramwzielone.pl/energia-wiatrowa/28562/uruchomiono-pierwsza-plywajaca-farme-wiatrowa
[3] http://gramwzielone.pl/energia-wiatrowa/28562/uruchomiono-pierwsza-plywajaca-farme-wiatrowa
[4] http://gramwzielone.pl/energia-wiatrowa/29225/druga-plywajaca-farma-wiatrowa-na-morzu-w-2018-r